Autor:
Viktor Arnar Ingólfsson
Wydawnictwo:
EditioBlack
Rok
wydania: 2017
Islandzka
wiosna roku 1960. Zapach morza, krzyk ptaków, foki, ryby, przenikliwy wiatr.
Wśród burzliwych wód zatoki Brei∂afjör∂ur, wśród skał i tysięcy małych wysepek
znajduje się Flatey, na której wieki temu wybudowano maleńką osadę. Z daleka od
zgiełku wielkich miast mieszkańcy żyją tu w spokoju, w ciszy, bez pośpiechu i w
zgodzie z rytmem natury. Małomiasteczkowej sielanki osady nic nie zakłóca – aż do
chwili znalezienia zwłok na jednej z okolicznych wysepek.
Kjartan,
którego zadaniem jest wyjaśnienie tej śmierci, uświadamia sobie, że w tej sprawie
nic nie jest jasne. Jak się okazuje, mieszkańcy wyspy mają swoje głęboko
skrywane tajemnice, które w zadziwiający sposób łączą się ze znalezionym
ciałem. Śledztwo zatacza coraz szersze kręgi, a kluczem do rozwiązania zagadki
wydaje się średniowieczny manuskrypt: księga Flateyjarbók, zbiór sag i eposów o starodawnych
wikingach.
Opis z książki
Dostałam ten kryminał od Wydawnictwa do recenzji.
Byłam pełna obaw zanim zaczęłam ją czytać. No bo wysłana przez wydawnictwo... no
bo muszę, w określonym terminie… normalnie jak lektury w szkole, których nie
lubiłam. Ale moje obawy były troszkę nieuzasadnione.
Na początku trochę trudno mi się czytało, ponieważ
ciężko było się przyzwyczaić do tych wszystkich dziwnych nazw wysp i jeszcze
dziwniejszych imion oraz nazwisk. Na samym końcu książki umieszczono fragmenty Sagi wikingów jomskich. Borze szumiący….
Jak to mi się ciężko czytało. Przeczytałam je, bo nie lubię zostawiać niedokończonych
książek, zawsze czytam do ostatniej kropki.
Co do samej fabuły… Tak na poważnie wciągnęłam się
dopiero po przeczytaniu około 1/3 książki. Później to już nie mogłam się
oderwać i musiałam przeczytać ją do końca tego samego dnia. Zachwyciły mnie
opisy krajobrazu, przyrody, przyzwyczajeń mieszkańców i ich życia. Bez problemu
można było sobie wyobrazić każdą scenę. A dzięki mapkom umieszczonym na
początku książki, mogłam zlokalizować poszczególne miejsca i wydarzenia.
Kryminały mają to do siebie, że czytelnik
rozwiązuje zagadkę razem z bohaterami. Strona po stronie dochodzimy do
wyjaśnienia i chcemy znać odpowiedź wcześniej niż śledczy. Moim zdaniem dobry
kryminał jest wtedy, gdy cały czas myślimy, że właśnie odgadliśmy kto dokonał
zbrodni. A na końcu powieści okazuje się, że nie mieliśmy racji. I taka właśnie
jest ta książka.
Jak już wiecie nie oceniam książki przyznając jej
punkty czy gwiazdki, bo to nie o to chodzi. Jednej osobie książka się spodoba,
a drugiej nie, więc nie chcę nikogo zniechęcać. Tutaj przedstawiam tylko i
wyłącznie mój punkt widzenia na daną książkę.
Za możliwość przeczytania Tajemnicy Wyspy Flatey dziękuję wydawnictwu Editio (link).
Z całych 252 stron wyłuskałam dwa cytaty:
„Pamiętaj, książka to twój
najlepszy przyjaciel.”
„(…) słońce na zewnątrz słabo
służy tym, którzy nie mają słońca w duszy.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz